Wchodząc po schodach znowu natknąłem się na tego barana Boba, co pogorszyło mój już i tak skwaszony humor. Na jego szczęście nic nie powiedział. Rzuciłem mu tylko kpiące spojrzenie i przyspieszyłem kroku. Chwilę później chodziłem po pokoju, próbując choć trochę zmniejszyć swoje zdenerwowanie. Myślami błądziłem po wydarzeniach sprzed paru minut.
Nie chciałem się nad sobą użalać, a jeszcze bardziej nie chciałem aby inni się nade mną użalali. Wkurzyło mnie to jakim tonem Cole mówiła o Bobie... "Stracił rodziców dwa tygodnie temu", o jejku, to takie okropne - skrzywiłem się. A czy wszystkie dzieciaki z sierocińca mają bajkowe życie? Nie. Każdemu zdarzyło się coś paskudnego. Nie współczuję im, o nie, nic z tych rzeczy, poprostu zdenerwowało mnie to że wyrażała się o Bobie inaczej niż o innych. Żałowała go bardziej niż nas wszystkich razem wziętych. Jakby był jej synem. Ale to niemożliwe bo przecież "stracił rodziców...". Nie może być jej synem. Ale może być jej siostrzeńcem czy kimś takim... Otrząsnąłem się z tych dziwnych rozmyślań. O czym ja wogólę myślę! Co mnie obchodi głupi Bob i głupia Cole!
-Pani Cole kazała cię zawołać na śniadane - w drzwiach pojawił się jakiś chłopak, jego nazwisko wyleciało mi z głowy.
-Nie jestem głodny - burknąłem.
-Ale.. ale..
-Słuchaj NIE JESTEM GŁODNY!! - Wrzasnąłem - nigdy nie byłeś głodny?!
Milczał przerażony więc dodałem:
-Idź do Cole i jej to powiedz.
Wyszedł. Spojrzałem na zegar, była 9.30. Szybko wyciągnąłem z szafy plecak i schowałem do niego list z Hogwartu, sakiewkę z pieniędzmi i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je i ze zdziwnieniem zobaczyłem stojącą tuż za nimi Cole z ręką uniesioną na wysokość piersi.
-Nie jestem głodny - rzuciłem chcąc ją wyminąć. Jednak musiałem się z nią rozmówić, bo zastąpiła mi drogę.
-Jeszcze nie ma dziesiątej - powiedziała.
-Ale muszę jeszcze dojść na miejsce spotkania. Nie chcę się spóźnić - odpowiedziałem.
-Powinieneś coś zjeść.
-Nie.
-Tom, zakupy mogą trochę potrwać, na pewno zgłod...
-Niech mnie pani posłucha - przerwałem jej - jestem pewien że czarodzieje też coś jedzą, więc jak będę głodny to coś sobie kupię.
-No dobrze. Ale uważaj na siebie. I wróć prosto do domu.
-Chyba do sierocińca - mruknąłem wymijając ją i zbiegając po schodach. Przystanąłem przed budynkiem sierocińca i spojrzałem w niebo. Bezchmurnie. Słońce mocno prażyło mimo że nie było nawet dziesiątej. "Wręcz idealna pogoda na spacer" pomyślałem z ironią. Ruszyłem przed siebie mijając budynki łudząco podobne do tego, z którego właśnie wyszedłem. Poruszałem się szybko, więc parenaście minut później byłem już w samym centrum Londynu. Przystanąłem i rozejrzałem się. Tak jak mówił Dumbledore pomiędzy księgarnią i jakimś barem dostrzegłem czarne drzwi. Byłem pewien że trafiłem we właściwe miejsce, nie tylko dlatego że na czarnym tle widniał złoty napis: "Dziurawy Kocioł", ale też dlatego że dostrzegłem iż ludzie zachowują się tk, jakby nic tam nie było. Ich wzrok prześlizgiwał się od szyldu "Bar u Jack`a" do napisów na witrynie księgarni. Przeszedłem przez ulicę i otworzyłem drzwi Dziurawego Kotła. Chwilę później znalazłem się w innym świecie.
Kilka stolików było zajętych przez czarodzejów, a tam gdzie nikt nie siedział dostrzegłem szmatkę, która sama czyściła blaty. W pomieszczeniu nie było okien, więc panował tu przyjemny mrok oświetlany jedynie przez świee stojące tu i ówdzie. Drewniana podłoga trzeszczała pod wpływem stawianych kroków, ale mimo tego sprawiała wrażenie stabilnej. Podszedłem do lady, za którą stał zgarbiony młody barman. Nie wiedziałem o co zapytać, więc stałem przez chwilę gapiąc się na niego. Spotrzegł że się na niego patrzę bo skierował swój wzrok na mnie i stwierdził:
-Ty jesteś Tom Riddle, tak? Profesor Dumbledore mi wspominał że się tu pojawisz.
-Jak się dostanę na ulicę Pokątną?
-Chodź za mną. Nie masz jeszcze róźdżki, więc pomogę ci przejść na drugą stronę.
-Na jaką drugą stronę? - Uniosłem brwi..
-Och... - zawahał się - tak się tu mówi.
Wyszedł zza lady i podszedł do małych drewnianych drzwi, otwierając je odwrócił się do mnie i wykonał zachęcający gest ręką znikając za drzwiami. Poszedłem za nim. Znalazłem się w pomieszczeniu przypominającym magazyn, za wyjątkiem jednej ściany, która była pokryta cegłami i wyglądała jak mur. Młody barman wyciągnął róźdżkę z kieszeni i stuknął nią trzy razy w cegły, które zaczęły się poruszać jakby ktoś rzucił w ścianę czymś wielkim. Chwilę później zamiast ściany widziałem wielki łuk utworzony z cegieł. Po drugiej stronie były budynki i parę przechodniów.
-To jest właśnie druga strona - ulica Pokątna. Miłych zakupów - barman posłał mi uśmiech. Zignorowałem go i wyszedłem na brukowaną ulicę. Nie wiedziałem, do którego, spośród mnóstwa sklepów mam wejść. Wyciągnąłem z plecaka listę potrzebnych rzeczy i przeczytałem ją po raz kolejny:
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE:
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną spiczastą tiarę (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (najlepiej ze smoczej skóry)
4. Jeden płaszcz zimowy
UWAGA:
Wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
PODRĘCZNIKI:
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Amandy Bills
Teoria magii Adalberta Wafflinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emenka Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Sylwestra Cotage
Ciemne moce: Poradnik samoobrony Juanes`a Trimble`a
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE:
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także posiadaćjedną sowę ALBO jednego kota ALBO jedną ropuchę ALBO jednego szczura.
Stwierdziłem że najlepiej będzie najpierw kupić książki, więc udałem się do drzwi nad którymi widniał napis: Księgarnia Esy i Floresy. Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Wewnątrz było niewiele ludzi. Podszedłem do lady, za którą stał stary człowiek o siwych włosach i długiej brodzie, jednak nie tak długiej jak u Dumbledora. Podałem mi listę książek i powiedziałem:
-Poproszę.
Staruszek popatrzył na listę a później na mnie.
-Pierwszy rok, zgadza się? - Uśmiechnął się i podał mi pergamin znikając za jednym z regałów. Chwilę później pojawił się z książkami w rękach.
-No, to chyba wszystko - powiedział, kładąc książki na blacie.
Zapłaciłem mu i z niezadowoleniem zarejestrowałem że w mojej sakiewce ubyło sporo monet.
Postanowiłem pójść teraz do "Madame Malkin szaty na wszystkie okazje", w chwili gdy podjąłem tę decyzję dostrzegłem też mały szyld obok sklepu M. Malkin, na którym było napisane poprostu "Sklep z używaną odzieżą" i przypomniałem sobie jak Dumbledore mówił że większość rzeczy będę musiał kupić używanych. Z niechęcią wszedłem do tego drugiego, sto razy gorzej wyglądającego, sklepu. W środku było bardzo duszno i śmierdziało dawno nie praną odzieżą. Na półkach, takich na których powinny stać książki były niedbale poskładane szmaty. Zza jednej z takich półek wyszła stara., wysuszona kobieta. Miała jasne włosy i mnóstwo zmarszczek na twarzy.
-W chym mogę pomóc? - Zapytała skrzekliwym głosem.
-Potrzebuję... trzy komplety szat roboczych i...
-Hogwart? - Przerwała mi.
-Tak.
-Może coś się znajdzie.
Podeszła do jednego z regałów i z najniższej półki wyciągnęła wymięte szaty. Położyła zawiniątko na małym stoliku i spojrzała na mnie.
-I.. ?
-Ee... i jedną czarną spiczastą tiarę.
Podeszła do rzędu drewnianych koszy, których wcześniej nie zauważyłem i wyciągnęła z jednego tiarę. Zanim zdążyła coś powiedzieć rzuciłem:
-I jeszcze jedną parę rękawic ze smoczej skóry i płaszcz zimowy.
Po paru minutach podała mi czarny worek wypełniony moimi zakupami.
-Mogę to wszystko wyczyścić, ale nie za darmo.
-Nie trzeba. Ile płacę? - Mruknąłem.
-2 galeony i 4 sykle.
Wyciągnąłem z sakiewki złote i srebrne monety, pamiętając o poniżającym wykładzie, jaki udzielił mi ten stary sprzedawca z księgarni, o wartości magicznych monet. Uśmiechał się przy tym jakby robił mi przysługę, skrzywiłem się na samo wspomnienie i wyszedłem ze sklepu. "Potrzebuję jeszcze różdżki, kociołka, teleskopa i wagi" pomyślałem. Zdecydowałem że najpierw pójdę po różdżkę. Rozejrzałem się i zobaczyłem po drugiej stronie ulicy mały sklep z szyldem, który głosił: "Różdżki u Ollivandera najlepsze od 382 r.p.n.e". Z zadowoleniem zarejestrowałem że obok tego sklepu nie ma innego z używanymi różdżkami. Przeszedłem przez ulicę i pchnąłem ciężkie drzwi sklepu. W środku było chłodno i bardzo cicho. Ze zdziwieniem zobaczyłem że od podłogi po sufit pietrzyły się wąskie podłużne pudełeczka, zapewne z różdżkami, wydawałoi mi się bowiem że sklep jest słabo zaopatrzony gdyż na wystawie była tylko jedna różdżka. Podszedłem do lady i nacisnąłem dzwonek stojący na blacie. Czekałem chwilę, w zupełnej ciszy, dlatego aż podskoczyłem gdy usłyszałem:
-Dzień dobry! - Za ladą pojawił się bardzo młody mężczyzna, nie mógł mieć więcej niż 25 lat. Brązowe włosy poadały mu lekko na ramiona, zlewając się z szatą o takim samym kolorze. Przyglądał mi się skrobiąc swoją kozią bródkę.
-Przyszedłeś po swoją pierwszą różdżkę - zapytał, a raczej stwierdził.
-Skąd wiesz że po pierwszą?
Zaśmiał się.
-Tak, jestem młody, ale napewno trochę starszy od ciebie drogi chłopcze, dlatego wolałbym żebyś mówił do mnie per "pan"
-Mogę już sobie wybrać różdżkę?
-Proszę pana? - Dodałem pospiesznie.
-Nie możesz, ponieważ różdżka sama wybiera sobie właściciela.
Podszedł do jednego z regałów i po chwili podał mi pudełko z różdżką. Wyciągnąłem ją, a on powiedział:
-Buk, 12 cali, włos z ogona jednorożca. No, machnij nią - ponaglił.
Wykonałem gwałtowny gest ręką i stojąca na ladzie szklanka przewróciła się a na blat wylała się ciecz o barwie jasnoczerwonej. Ollivander machnął swoją różdżką i plama zniknęła, a szklanka stała na swoim miejscu.
-Nie, to napewno nie ta - mruknął i zabrał mi pudełko wraz z różdżką.
Podszedł do regału po prawej stronie i stał przy nim myśląc nad czymś. Po chwili wyciągnął kolejne pudełko i podał mi je mówiąc:
-13 i pół cala, cis, pióro feniksa.
Wyciągnąłem różdżkę i machnąłem nią. Z końca owej różdżki wystrzeliły iskry a świeca stojąca na ladzie zamigotała i zgasła.
-O tak. Ta jest w sam raz dla ciebie! - Zawołał uradowany. Uśmiechnąłem się zdawkowo, ale bardziej do siebie niż do niego. Przesunąłem palcmi po różdżce. Po mojej różdżce.
-To będzie 7 galeonów, chłopcze - powiedział Ollivander. Zapłaciłem i odwróciłem się do drzwi.
-Do widzenia! - Dobiegło mnie wołanie sprzedawcy kiedy byłem już na chodniku. W parę następnych minut kupiłem wszystko co było mi potrzebne do Hogwartu. Spacerowałem sobie po Pokątnej mijając Lodziarnię Florean Fortescue i Centrum Handlowe Eyelopa. Stanąłem przed wielkim białym gmachem Banku Gringotta. "Szkoda że nie mogę tam wejść" przemknęło mi przez głowę. Stałem tam ponad kwadrans, rozmyślając nad tym że napewno każdy czarodziej ma w środku banku swoją skrytkę. Ocknąłem się gdy z brody zaczęły mi kapać krople wody. Nie, nie płakałem. Okazało się że to deszcz. Rozejrzałem się, nieliczni przechodnie umykali szybko pod dachy albo wchodzili do sklepów chcąc przeczekać ulewę. Nie zwracając uwagi na to że jestem cały mokry, spacerowałem dalej po Pokątnej, chcąc pozostać tu jak najdłużej.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Cześć :)
Przepraszam, trochę się opóźniłam z dodaniem wpisu. Zresztą co ja piszę, spóżniłam się prawie o tydzień! Jeszcze raz przepraszam, to z powodu nawału nauki. W przyszłośći nie będę rzucać słów na wiatr, obiecuję :) Mam nadzieje że post wam się spodoba.
Pozdrawiam ~ Riddle
Hahaha uwielbiam Twojego Toma :D Jest genialny, taki arogancki :P
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się motyw z wybieraniem różdżki, wyobrażam sobie go z nią:)
Post jak zwykle świetny, więc pisz dalej i wstawiaj jak najszybciej! ♥
No to chylę czoła rozdział świetny. Teraz jestem ciekawa jak Tom nawiąże znajomości w szkole (ale na to przyjdzie mi zapewne poczekać). :)
OdpowiedzUsuńZapewne trochę tak. Sama jeszcze tego nie wiem do końca :)
UsuńFajnie Piszesz. Ten twój Tom jest ekstra :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, nowy rozdział
[lilypotter-fanfiction.blogspot.com]
;OO Pierwszy blog o Voldemorcie na jaki się natknęłam ;D
OdpowiedzUsuńSuper piszesz.. Szybko się czyta ;)
Czekam na kolejne notki ;D
Zapraszam
www.magia-za-rogiem.blogspot.com
Kolejny blog o Voldziu :) Nie mogę się doczekać nowej notki !
OdpowiedzUsuńMogłabyś mnie informować o nowych notkach na blogu http://prawda-to-okrutna-rzecz.blogspot.com/ w odpowiedniej zakładce?
Pozdrawiam i życzę weny !
Nie ma sprawy. Notka pojawi się najpóźniej w środę :)
Usuń