-Tom! - usłyszałem krzyk dochodzący z dołu, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi trzasnąłem drzwiami od mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Po chwili jednak się podniosłem. "Muszę coś wymyślić..." - nie dane mi było dokończyć przemyśleń gdyż drzwi otworzyły się i stanęła w nich pani Cole.
- Kochanie, przecież wie...
- Nie mów do mnie kochanie - warknąłem.
- No dobrze, Tom. Nie rozumiem o co ci chodzi. Nigdy nie pozwalaliśmy dzieciom wychodzić samym na miasto i nie zamierzamy tego zmieniać.
- Ale ja...
- Bez wyjątków, nawet dla ciebie - ucięła - za pół godziny obiad, nie spóźnij się - dodała. wychodząc.
Dokładnie tak jak ostatnio:
- Proszę pani... - podszedłem do niej po śniadaniu.
- Słucham, Tom - uśmiechnęła się.
- Bo... ja muszę wyjść, dzisiaj - powiedziałem szybko.
- Wyjść? - zaśmiała się. Za to ja się wkurzyłem.
- No przecież mówię.
- Ale gdzie? I po co?
- Nieważne.
- Ależ bardzo ważne, Tom.
Milczałem, więc ona powiedziała:
- Zresztą nie musisz mówić.
- Nie muszę? - Zdziwiłem się. Nie sądziłem że pójdzie tak gładko.
- Nie. W końcu i tak się dowiem.
- Dowiesz się ? Ee.. to znaczy... dowie się pani ?
- Tak. Bo przecież pójdę z tobą - uśmiechnęła się - no to idź się ubrać, a jak będziesz gotowy to przyjdź do mojego gabinetu.
- Nie może pani ze mną pójść.
- Obawiam się że jednak muszę.
- Nie, nie. Ja chcę iść SAM! - powiedziałem podniesionym głosem.
Zaśmiała się.
- Nie ma mowy. Nie będziesz sam włóczyć się po Londynie.
- Ale...
- Bez dyskusji!
- No to nie dyskutuj ze mną tylko pozwól mi wyjść!
- Marsz do pokoju Riddle!
Zmrużyłem oczy a chwilę później Cole krzyknęła. Spojrzałem na nią, dobrze wiedząc co zobaczę. Trzymała się za lewą dłoń, spod jej palców ciekła stróźka krwi. Podniosła się szybko i podeszłą do drzwi, jednak zanim wyszła odwróciła się i powiedziała:
- Nie ważne czy będę miała skaleczenie na dłoni czy złamane obie nogi, TY - wskazała na mnie palcem całym we krwi - i tak sam nigdzie nie pójdziesz.
- Jeszcze zobaczymy - mruknąłem do siebie.
Powróciłem do teraźniejszości. Spojrzałem w okno. Mimowolnie wyciągnąłem z szuflady list z Hogwartu. Przyglądałem się cienkiemu, pochyłemu pismu, zapewne Dumbledora. Nagle spłynęło na mnie olśnienie! Napiszę list do tej staruchy Cole jako Dumbledore! Wypadłem z pokoju i wbiegłem po schodach na wyższe piętro. Parę sekund później załomotałem w drugie drzwi po prawej. Ktoś otworzył, więc wepchnąłem się bezczelnie do środka.
- Zamknij drzwi, Doyle - rzuciłem.
Chłopak bez szemrania zrobił to co mu kazałem.
- Zrobisz coś dla mnie? - Chciałem się trochę z nim podroczyć, tak dla zabawy. Jego oczy powiększyły się do rozmiarów sporej monety. Spojrzał nerwowo na Switch'a, swojego współlokatora (Tutaj tylko ja mam własny pokój, podobno jestem "zbyt groźny aby mieszkać z kimś w jednym pokoju" - podsłuchałem kiedyś jak Cole mówiła to do drugiej opiekunki). Switch był nie mniej zdziwiony. Doyle pokiwał powoli głową.
- Musisz się zranić - powiedziałem.
- Nie... p-proszę... ja.. - wyjąkał przerażony.
- Tylko szybko, nie mam wiele czasu.
- Ale.. co...
- Nie wiem! Ciesz się że daję ci wolną rękę! Ale jeśli nie masz pomysłu, mogę ci trochę pomóc - zaśmiałem się.
- Nie... ja...sam...coś - jąkał się.
Pokiwałem głową i odwróciłem się do tego drugiego, który odruchowo się cofnął.
- A ty pójdziesz po Cole i wyciągniesz ją z gabinetu. Przetrzymajcie ją tutaj dopóki nie przyjdę, jasne?
- Tak.
- No to co tak stoicie i się gapicie jak sroki w gnat?! Do roboty!
Wyszli szybko z pokoju, a ja za nimi. Schodząc po schodach słyszałem jak coś szepczą do siebie. Kiedy byłem już piętro niżej usłyszałem łomot dochodzący z góry, następnie rozdzierający jęk a po chwili - płacz. W tym samym momencie dało się słyszeć również szybkie kroki na schodach. Chyba obyło się bez informowania opiekunki, trudno było nie usłyszeć tego hałasu. Korzystając z okazji pobiegłem prosto do dużych brązowych drzwi, za którymi znajdował się mały pokój - gabinet pani Cole. Na przeciwko wejścia było okno a nieopodal stało duże biurko. Pomieszczenie było bardzo małe, a mimo to i tak było tu sporo miejsca, gdyż oprócz biurka była tu tylko stara kanapa i mała komoda. Szybko pokonałem dzielącą mnie odległość od mojego celu. Otworzyłem pierwszą szufladę biurka i zajrzałem do niej. Były tam jakieś tabletki, buteleczka z nieznaną mi zawartością i nic poza tym. Otworzyłem drugą szufladę - tak! Na samym wierzchu leżał list od profesora Dumbledora. Szybko go wyciągnąłem i wyszedłem z gabinetu. Wchodząc po schodch przyglądałem się napisom w prawym dolnym rogu koperty. "Trochę to potrwa" pomyślałem. Skierowałem swoje kroki do pokoju, zapominając o chłopakach piętro wyżej. Usiadłem na łóżku i otworzyłem kopertę. Wyglądało na to że ten kawałek pergaminu był rozkładany i składany wiele razy. Będę musiał go później odnieść, bo Cole chyba zauważy brak tego niezwykłego listu. Przeleciałem wzrokiem po tekście.
Szanowna Pani Cole
Pragnę Panią poinformować że mieszkaniec Pańskiego sierocińca, chłopiec Tom Marvollo Riddle został przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jestem przekonany że wymieniony wyżej chłopiec wykazuje magiczne zdolności. Nie wątpię że jest Pani trudno w to uwierzyć, dlatego też pojawię się w Pani sierocińcu dnia 24 lipca około godziny 13, aby Pani wszystko osobiście wyjaśnić i spotkać się z Tomem.
Z poważaniem
Zastępca Dyrektora Hogwartu Albus Dumbledore.
Przeniosłem się z łóżka na podłogę wyciągnąwszy wcześniej z szafy kilka kartek i pióro. Rozłożyłem list od Dumbledora przed sobą i zacząłem pisać, starając się naśladować pismo profesora. Nie minęło 10 minut gdy usłyszałem pukanie do drzwi, w których chwilę później pojawiłą się opiekunka. Zdążyłem jedynie porwać prawdziwy list wraz z kopertą i ukryć w kieszeni swetra.
- Chodź na obiad - powiedziała przyglądając się podłodze wokół mnie, na której walały się kartki, koperty, bilet na pociąg do Hogwartu, pióro, jakieś mniej ważne śmiecie i, o zgrozo, kawałek kartki na której starałem się odtworzyć pismo Dumbledora.
- Nie jestem głodny - powiedziałem szybko. Cole spojrzała na mnie.
- Musisz coś zjeść. A jak skończysz to posprzątaj tutaj - rzuciła wchodząc do pokoju i schylając się aby podnieść MÓJ bilet na pociąg. Szybko porwałem go sprzed jej dłoni i podniosłem się.
- Dobra, już idę! - powiedziałem, bezczelnie wypychając ją z pokoju. Spojrzała na mnie z dezaprobatą, ale nic nie powiedziała. Razem zeszliśmy do stołówki, a kilkanaście minut później ja stamtąd wracałem, pochłaniając wcześniej w ekspresowym tempie dwa dania. Gdy byłem w pokoju szybko zabrałem się do kontynuacji podrabiania listu. Godzinę później był gotowy. Przyjrzałem mu się. Przyznam krytycznie że nie był idealny, ale chyba Cole nie wywęszy podstępu. Przeczytałem go, starając się wcielić w opiekunkę, co wogóle mi się nie spodobało.
Szanowna Pani Cole
Przepraszam że znowu Panią niepokoję, ale pragnę Panią poinformować że 1 sierpnia chciałbym zabrać Toma Riddle'a na ulicę Pokątną, aby pomóc mu w zakupie potrzebnych przyborów szkolnych i podręczników. Mam nadzieję że nie ma Pani nic przeciwko. Chcę również prosić Panią, aby pozwoliła Pani wyjść Tomowi samemu i udać się do parku niedaleko sierocińca. Zapewniam Panią że nic mu się nie stanie. Nie przybęde po chłopca osobiście, ponieważ nie tylko on musi się udać na zakupy tego dnia, a wydaje mi się że Tom jest trochę bardziej samodzielny niż pewna młoda dama, która również jest przyjęta do Hogwartu. Będę czekać na Toma w centrum Parku, obok Fontanny, dnia 1 sierpnia o godzinie 10. Jestem przekonany że mu Pani zaufa i pozwoli aby sam udał się na spotkanie ze mną.
Z poważaniem
Albus Dumbledore.
"Jak na kogoś kto nigdy nie pisał listu jest nieźle" pomyślałem wkładając list do koperty zaadresowanej dokładnie tak jak ta od prawdziwego Albusa Dumbledora. Ciekawe gdzie ona znalazła poprzedni list? Bo wydaje mi się że nie przyniósł go zwykły listonosz... Szkoda, że nie zapytałem Dumbledora o magiczną pocztę. "Poprostu położę ten list na jej biurku" postanowiłem. Usłyszałem głosy dochodzące z korytarza. Właśnie tego było mi trzeba. Otworzyłem drzwi i wciągnąłem pierwszego lepszego dzieciaka do pokoju. Okazało się że to jakaś nieźle wystraszona dziewczyna. "Niezłą mam reputację" zaśmiałem się w duchu a głośno powiedziałem:
- Jak się nazywasz?
- Miranda... Miranda Horn.
- Musisz wyciągnąć panią Cole z jej gabinetu. Natychmiast.
- Ale... ja... - wyjąkała.
- Nie wykręcaj się. Chyba nie jesteś głupia, co? - warknąłem.
Dziewczynie po policzkach popłynęły łzy.
- Wystarczy że pójdziesz do niej taka zaryczana, wyciągniesz ją na góre i tyle. - Wypchnąłem ją brutalnie z pokoju. Po paru minutach sam z niego wyszedłem. Na końcu korytarza stały opiekunka i ta cała Horn. Przemknąłem szybko do schodów a później do tak często odwiedzanego przeze mnie gabinetu. Szybko podszedłem do biurka i włożyłem prawdziwy lis do drugiej szuflady, a podróbkę rzuciłem na blat biurka. Miałem już wychodzić, gdy wpadło mi do głowy żeby otworzyć okno. W końcu c o ś jednak musiało dostarczyć ten lis, więc to c o ś jakoś się musiało tutaj dostać. Otworzyłem okno i podszedłem do drzwi. Nasłuchiwałem przez chwilę. Cole chyba nadal była na górze więc spokojnie wyszedłem i udałem się do pokoju aby oczekiwać "niespodziewanej" wizyty opiekunki. Kiedy już leżałem na łóżku, naszły mnie wątpliwości. A co jeśli ta starucha będzie chciała mnie zaprowadzić do tego parku? Przecież tam nie miał na mnie czekać żaden Dumbledore. Wszystko może się łatwo wydać... Najwyżej zacznę improwizować. W końcu jestem czarodziejem. mam o wiele więcej niż ci... mugole. Chyba właśnie tak ich nazwał Dumbledore. Mugole... samo to słowo brzmi obraźliwie. W tej chwili drzwi otworzyły się i moje piękne oczy zobaczyły mugola we własnej paskudnej osobie. A ściślej mówiąc była to Cole. Podeszła do mojego łóżka i powiedziała:
- Przed chwilą dostałam list od pana Dumbledora - zrobiła pauzę.
- Och, naprawdę? - Udałem zdumienie.
- Tak. No i... w tym liście Dumbledore napisał że chciałby udać się z tobą na zakupy, na tę... hm... - spojrzała w list - na ulicę Pokątną.
- Chyba wolę pójść tam sam - postanowiłem trochę pograć.
- Dobrze wiesz że sam nie pójdziesz - żachnęła się, a po chwili chyba zdała sobie sprawę z własnej pomyłki bo dodała: - nie pójdziesz sam do centrum Londynu - uniosłem brwi - ale... ale muszę pozwolić ci pójść do tego parku.
- Do parku? - Zapytałem "szczerze zdziwiony" - a po co mam iść do parku?
- Tak, do parku, bo pan Dumbledore napisał że będzie tam na ciebie czekać. Pójdziesz z nim na zakupy, a później, mam nadzieję że odprowadzi cię tutaj. - spojrzała na mnie. Chyba nie sądzi że wolę pójść tam z nią? Powstrzymałem cisnący mi się na usta kpiący uśmieszek.
- Kiedy? - Zapytałem rzeczowo
- Och, tak... 1 sierpnia o godzinie 10.
- Dobrze - powiedziałem obojętnie.
- Tylko posłuchaj mnie, Tom. Masz pójść do parku, rozumiesz? - powiedziała dobitnie.
- Tak, rozumiem. Nie jestem głupi.
Stała jeszcze chwilę,odwróciła się a wychodząc powiedziała karcąco:
- Mówiłam żebyś tu posprzątał.
- Jasne - mruknąłem.
A więc udało się! Muszę przyznać że jestem genialny!
_______________________________________________________________________
Hej!
Mam nadzieję że spodoba Wam się ta notka trochę bardziej niż mi :) Przepraszam za błędy, jęli takowe się pojawiły, ale byłam nieprzytomna jak to przepsywałam. Mile widziane będą komentarze.
Pozdrawiam ~ Riddle
UWIELBIAM TO. Dodaj szybko następny ;D
OdpowiedzUsuńWow. Wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńCzy mogłabyś mnie informować o nowych postach na blogu w zakładce Spamer ♥,czyli wasza twórczość ? Będę wdzięczna i czekam na nowy rozdział :)
Kocham to Twoje opowiadanie, jest genialne <3 Dawaj szybko następną część! :D Ach ten Tom Riddle <3 :D
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz. ;) Zapraszam do mnie. lilypotter-fanfiction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAww <3 ja chcę więcej + kocham to zdanie " W tej chwili drzwi otworzyły się i moje piękne oczy zobaczyły mugola we własnej paskudnej osobie."
OdpowiedzUsuńBędę wpadać:)Podoba mi się^^I zapraszam do mnie http://garden-ofstories.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHahahahaha :D Wreszcie jakiś polski o blog o dzieciństwie Riddle'a. Swoją drogą bardzo sprytny był ;p Kurczę,ja bym nie potrafiła podrobić pisma Dumbledore'a,ba,nawet nie było by mnie stać na podrzucenie do gabinetu pani Cole tego listu! I w sumie bystry ten Tom.
OdpowiedzUsuńMogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?
Weny i pisz jak najszybciej,bo wciągnęło mnie (powinnaś gdzieś napisać "uwaga! ten blog uzależnia!" :P)
Jennifer Riddle
[huncwoci-i-lily-evans.blogspot.com]
PS Dialogi Riddle'a z panią Cole bezcenne xd
Usuńwww.ravenclaw-zapomniany.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPojawił się nowy rozdział :)
Dziękuje za informację, już lecę czytać :)
UsuńFajnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział [lilypotter-fanfiction.blogspot.com]
Weny życzę
Dziękuję, bardzo się przyda :)
UsuńPostać Toma jest świetnie prowadzona :)
OdpowiedzUsuń